
Człowiek w żałobie jest jak dzikie zwierzę. Jak psycholog oswaja z odejściem bliskiej osoby?
Wiktoria Dróżka: Czy można mówić, że każdy indywidualnie, w swój własny sposób przechodzi proces radzenia sobie z utratą bliskiego? Komu na ogół jest trudniej przejść przez etapy żałoby i zacząć funkcjonować w świecie jak dawniej – dorosłemu, dziecku, kobiecie, mężczyźnie? Czy można pokusić się o pewną generalizację?
Milena Pacuda: Myślę, że nie da się stwierdzić kto ma łatwiej, a kto trudniej. Nie da się zważyć ani zmierzyć bólu czy cierpienia. Każdy przechodzi ten proces indywidualnie. Inaczej może wyglądać proces żałoby po utracie 90- letniej babci, inaczej gdy tracimy męża lub dziecko. Porównując żałobę dzieci i dorosłych, wiemy, że dzieci mają inne mechanizmy, które pomagają im przetrwać, jednak również mierzą się ze smutkiem, żalem, tęsknotą czy złością.
Wiktoria Dróżka: Mam poczucie, że dorośli opowiadając dzieciom co znaczy umrzeć często chcą trochę jakby oszukać, być może coś zataić. W komunikatach o śmierci często stosujemy elementy magii, na przykład: „Tata jest na chmurce” albo „Mama zasnęła, ale zobaczymy się z nią kiedyś”. Czy nie lepsze jest mówienie wprost, oczywiście z pewnym wyczuciem. Tym bardziej, że dzieci bardzo cenią prawdę. Czy w rozmowie o śmierci wiarygodność i prawda jest dla dzieci tak samo ważna?
Milena Pacuda: Mówienie prawdy jest bardzo ważne. Rodzice często próbują złagodzić komunikat o śmierci. Mówimy: odszedł, zasnął, wyjechał. Rozumiem, że trudno jest używać takich słów jak „śmierć”, „umarł”, jednak mam przekonanie, że warto to robić. Dzięki temu dzieci nabierają jasności, że śmierć, jest odmiennym stanem od snu. Zaczynają oswajać się również z myślą, że bliski, który zmarł już nie powróci. Można porozmawiać wtedy o przyczynach śmierci, a także o tym że dziecko nie jest winne tej sytuacji.
Wiktoria Dróżka: Co w takim razie dzieje się z dzieckiem w rodzinie, gdy prawda o śmierci bliskiej osoby jest utajana, albo nie jest w jasny sposób przedstawiona?
Milena Pacuda: Dziecko otrzymuje sprzeczny komunikat. Rozpoznaje bardzo trudne emocje bliskich, a zarazem słyszy, że wszystko jest w porządku. Dzieci wyczuwają tę nieadekwatność. Jednocześnie dostają sygnał, że emocje należy ukrywać, że to coś co nam zagraża, czym nie można się dzielić ani o czym rozmawiać. Nie mają możliwości przeżycia swojej żałoby, pożegnania bliskiej osoby.
Wiktoria Dróżka: No właśnie w takiej rodzinie już coś się zmieniło w sposób nagły, tragiczny. Zastanawiam się czy w młodej rodzinie, która doświadczyła straty wyrażenie „Jak dawniej” ma sens? Przecież nigdy już nie będzie jak dawniej? Czy ta rodzina musi nauczyć się żyć inaczej, by nie żyć w złudzeniu, że będzie jak kiedyś? Czy taka rodzina powinna kontynuować rozpoczętą już historię, lecz od teraz ze wspomnieniami, z pewnego rodzaju trudno gojącą się raną?
Milena Pacuda: Życie po stracie bliskiej osoby nie będzie już nigdy takie samo. Nie oznacza to jednak, że osoby które doświadczyły utraty do końca swojego życia będą w żałobie. Życie się zmienia, ewoluuje, różne etapy i stany emocjonalne przeplatają się. Kiedy pozwolimy dojść do głosu tym wszystkim emocjom, z czasem pojawi się przestrzeń i siła do budowania na nowo swojego życia, które może być pełne i satysfakcjonujące.
Wiktoria Dróżka: Rozmawiając o odchodzeniu przyszedł mi na myśl niedawno oglądany film, którego premiera w Polsce była pod koniec ubiegłego roku – „Ukryte Piękno”. Mówi się, że stanie nad trumną dziecka to najbardziej nie fair walka, to największe nieporozumienie, nie-logika Boga. Ten film dokładnie to pokazuje. Will Smith w filmie popada w głęboką depresją, po tym jak stracił córkę. W filmie bliscy znajomi chcą mu pomóc, stosując terapię szokową, konfrontując go ze źródłem swojego bólu. W filmie padają słowa: „Uważaj, żeby nie przeoczyć ukrytego piękna życia”. Czy w kontekście żałoby i straty te słowa mają sens?
Milena Pacuda: Słysząc takie słowa mam mieszane uczucia. Myślę, że w żałobie, zwłaszcza po stracie dziecka, rodzic przez dłuższy czas może widzieć wokół siebie tylko mrok. Na to by zobaczyć coś więcej potrzebny jest czas. W momencie, gdy osoba przeżywa rozpacz, opłakuje utraconą osobę, mówienie jej, że świat jest piękny, raczej nie poprawi jej samopoczucia. Może wywołać złość, poczucie winy i przeświadczenie , że nikt nie jest w stanie go zrozumieć.
Wiktoria Dróżka: A czy są takie słowa, myśl, które trochę jak recepta na tabletki przeciwbólowe, dają szansę na zmniejszenie bólu, przywracają cząstkę nadziei, podbudowują?
Milena Pacuda: Nie znam takich słów. Rozumiem, że chcielibyśmy znać takie sformułowania, które ujmują choć trochę bólu, przywracają nadzieję. Możemy towarzyszyć, wspierać, pytać o potrzeby. Stroniłabym jednak od dawania porad czy mówienia co osoba w żałobie „powinna” robić, myśleć, czuć.
Wiktoria Dróżka: Ta sala ma coś w sobie… Jak tylko tutaj weszłam moją uwagę przyciągnęłam tablica, na której pierwszy zapisany punkt to: Możemy się złościć. Rozumiem, że w tym miejscu można pokazać całe spektrum emocji, które człowiek nosi w sobie na różnych etapach żałoby.
Milena Pacuda: Złość pojawiła się na samym początku i rzeczywiście jest ona nieodłącznym elementem żałoby. Przeżywają ją i dzieci i dorośli. Może być to złość na los, na świat, na Boga, na bliskich, którzy zostali, jak i na osobę, która zmarła. Możliwość przeżycia różnych uczuć, nazwanie ich, a także zobaczenie, że inni też je czują może być niezwykle pomocne.
Wiktoria Dróżka: Można powiedzieć, że strata scala dzieci z doświadczeniem tego rodzaju. W życiu codziennym, w przedszkolu, bądź w szkole dziecko niejednokrotnie słyszy: „A ja wiem co stało się z twoim tatą”, w Fundacji Nagle Sami każde z dzieci straciło, któregoś z rodzica i nie ma prawa czuć się stygmatyzowane. Zatem wspólne zabawy, wspólne opowieści, obecność – scalają i daje bezpieczną przystań. Czy tak to działa?
Milena Pacuda: Chcieliśmy, aby warsztaty w Fundacji Nagle Sami były spotkaniami dzieci, które mają za sobą podobne doświadczenia. Ma to szczególne znaczenie dla dzieci, gdyż to właśnie najmłodsi często czują się osamotnieni, odizolowani, niezrozumiani przez grono rówieśników. Czasem myślą, że nie ma innych dzieci, które straciły bliskich. Chcemy to odczarować, dać sygnał, że nie są same, że takie rzeczy się zdarzają i można się w tym wspierać. Tworzymy przestrzeń w której jest miejsce na wszystkie emocje, na różne sposoby jej wyrażania. Na takich warsztatach też się śmiejemy, bawimy, wspólnie radujemy.
Wiktoria Dróżka: A co z tęsknotą za osobą, którą dziecko straciło? Co z nią możemy zrobić?
Milena Pacuda: Rozumiem tę potrzebę, by z tęsknotą „coś” zrobić. Osoby wpierające dzieci chciałaby skutecznej metody, która sprawiłaby, że dziecko nie będzie doświadczało przykrych uczuć. Myślę, że warto robić coś odwrotnego. Przyzwolić sobie i dziecku na przeżycie tęsknoty. Rodzic/opiekun może towarzyszyć dziecku w tych uczuciach. Czasem pomaga rozmowa o tęsknocie lub jej narysowanie. Czasem potrzeba tylko uważnej obecności drugiej osoby.
Wiktoria Dróżka: Od czego zależy późniejsza historia dzieci, którzy stracili rodziców? Pomijając – co jest dość oczywiste – same różnice temperamentne.
Milena Pacuda: Cechy temperamentu, osobowości mają znaczenie. Dużo zależy również od wieku, poziomu świadomości i dojrzałości dziecka. Kluczowa jest również kwestia wsparcia. Na ile opiekunowie byli w stanie dostrzec, że dziecko również przeżywa żałobę i czy w związku z tym mogło liczyć na wsparcie, zwłaszcza emocjonalne. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć w 100% dalszych losów takiego dziecka, wiedzieć z czym będzie się mierzyć w dorosłości.
Wiktoria Dróżka: Mówimy o cierpieniu osób, które bezpośrednio doświadczają tak wielkiej tragedii. Chciałam na chwilę skupić się na osobie po drugiej stronie – specjalisty-psychologa, ale jednak zawsze człowieka. Czy są momenty niezgody, niezrozumienia, pytania bez odpowiedzi na to z czym Pani spotyka się na co dzień, czyli ze śmiercią, a zarazem życiem tych co pozostali. Czy wychodząc z pracy myśli sobie Pani: „Jak to możliwe, że tak młody człowiek zginął, albo dlaczego tak młoda kobieta została wdową, tyle było przed nimi”?
Milena Pacuda: Psychologowie w Fundacji Nagle Sami tworzą zespół. Staramy się dbać o siebie, wspierać nawzajem. Pracujemy pod stałą superwizją, mamy też spotkania zespołu. To wszystko sprawia, że spotykając się z cierpieniem naszych pacjentów, mamy poczucie, że nie jesteśmy sami. Kiedy jesteśmy w pracy – towarzyszymy w tych trudnych emocjach, ale po godzinach wracamy do swojego życia, do rodziny, swoich smutków i radości. Oczywiście niektóre historie pacjentów szczególnie nas poruszają, zostają z nami na dłużej. Uczymy się z tym sobie radzić. Po kilku latach pracy w Fundacji mam poczucie, że praca w obszarze żałoby przybliża mnie do życia. Pomaga docenić to co istotne. Przypomina, że jesteśmy tu tylko na chwile.
Była to moja rozmowa z Mileną Pacudą, psycholożką z Fundacji Nagle Sami, współzałożycielką ośrodka Bliskie Miejsce.
Zobacz Więcej