
Syndrom DDA i samotność. Czy tak to musi wyglądać?
„Większość z nas, są osobami samotnymi albo nie mogę pojąć, co ma alkoholizm jednego z rodzica, do samotności, do problemów w ogólnie mówiąc w ”kontaktowaniu” się z innymi osobami. I tu pojawia się moje pytanie, dlaczego tak jest?! Jaki to ma związek?” – pisze osoba DDA na jednym z forum dotyczącym tego problemu.
Syndrom DDA stał w ostatnich latach bardzo popularny i zarazem jest przez wielu znienawidzony. Krążą opinie, że to pokłosie lat 90., gdy rodzice uczestniczyli w odrodzeniu gospodarczym. Nie mieli zbyt dużo czasu na pielęgnowanie potrzeb dziecka. Angażowali się w pracę, bo wcześniej doświadczyli biedy, za presją osiągania niejednokrotnie szło uzależnienie od alkoholu.
„Co mi mogą dać takie rozmowy z psychologiem, skoro i tak potem wracam do domu, a tam wszystko od początku” – pisze dalej w sieci wspomniana kobieta. Rozmawiałam o tym z Joanną Cichowlas, psycholożką, certyfikowaną specjalistką psychoterapii uzależnień, psychoterapeutką w Ośrodku Profilaktyki i Terapii Uzależnień w Gdyni.
Wiktoria Dróżka: Zacznijmy od początku. Co kryje się za skrótem DDA?
Joanna Cichowlas: Skrótu DDA używa się do określenia dorosłych, którzy wychowywali się w rodzinach, gdzie nadużywano alkoholu.
Czym jest syndrom DDA? Czy można traktować to jako chorobę, skutki traumy wieku dziecięcego?
Syndrom DDA traktujemy jako wykształcenie cech przystosowawczych u dzieci, które wychowywały się w rodzinie alkoholowej. Cechy te pozwalały dostosować się do życia, w którym alkohol jest na pierwszym miejscu, a co za tym idzie, panował tam wszechobecny stres, strach, wstyd oraz poczucie odrzucenia.
Paradoksalnie wykształcenie tych cech u dziecka pozwalało mu na emocjonalne przetrwanie w rodzinie alkoholowej. Można więc powiedzieć, że w dzieciństwie powyższe cechy „pomagają” dzieciom, tak w dorosłości zaczynają przeszkadzać i utrudniać funkcjonowanie.
Lata mojej pracy pokazują, że nie u wszystkich dzieci, które wychowywały się w rodzinach alkoholowych, wykształcają się wyżej wymienione cechy. Istnieją też dzieci, które potrafią się zdystansować, odizolować od tego, co dzieje się w domu i zadbać o swoje potrzeby, dzięki umiejętności stawiania granic i posiadaniu w swoim otoczeniu „zastępczego zdrowego dorosłego”. Może to być to np. babcia, ciocia itp.
Mówi się o czterech postawach osobach DDA: bohater, kozioł ofiary, błazen, cień. Na czym one polegają?
Są to role przyjmowane przez dzieci z rodzin alkoholowych. Jeśli któryś z rodziców nadużywa alkoholu, to życie rodzinne kręci się wokół tego. Nie mamy wówczas do czynienia ze wspieraniem dziecka w jego rozwoju czy w budowaniu poczucia własnej wartości. Mamy za to chaos i niestabilne życie rodzinne. Często dochodzi do zaniedbań dzieci.
Nie mam tu na myśli, tylko zaniedbań dotyczących zapewnienia wiktu i opierunku, ale również zaniedbań emocjonalnych. Rodzice „wypadają z roli”. Aby rodzina przetrwała, to właśnie dzieci przyjmują te role. Role służą rodzinie, nie dzieciom. Wyróżniamy 4 role, których podejmują się dzieci:
- bohater: w rodzinie pełni rolę dorosłego, ma za zadanie dostarczyć rodzinie poczucia wartości, dumy, sukcesu. Bierze na siebie obowiązki, często ponad siły i dobrze sobie z nimi radzi (na przykład: robienie lekcji z młodszym rodzeństwem, gotowanie). Jest dzielny, pełen poświęcenia dla innych i gotowości do rezygnacji z siebie dla innych. Dzięki bohaterowi rodzina może poczuć się dobrze, bo „wychowała odpowiedzialnego człowieka”.
- Kozioł ofiarny: odwraca uwagę rodziny od rzeczywistych problemów. Rodzina wyładowuje na nim nieprzyjemne uczucia. Z pozoru jest przeciwieństwem bohatera. Dorośli postrzegają takie dziecko jako stwarzające problemy, trudne. Kozioł ofiarny bierze odpowiedzialność za negatywny wizerunek rodziny. To on zapewnia rodzinie dobre samopoczucie- może ona zrzucić na niego wszystko, co złe.
- Dziecko maskotka: odpowiada za dobry humor i poprawianie rodzinie nastroju. Rozładowuje napięcia śmiechem. Często potrafi uspokoić pijanego rodzica poprzez wygłupy i skupianie na siebie uwagi. Często rodzice lubią się nim popisywać.
- Dziecko „niewidzialne” (zwane także dzieckiem we mgle lub dzieckiem zagubionym)- to dziecko, które zachowuje się tak, jakby go nie było. Godzinami potrafi zajmować się sobą. Nie sprawia kłopotów wychowawczych. Robi wszystko, by nie zwracać na siebie uwagi.
Możliwe jest połączenie kilku ról. John Bradshaw pisze, że jeśli jedno z rodziców nie wypełnia swej roli, zwykle któreś z dzieci wchodzi w jego rolę. Potrzeba sukcesu- mamy bohatera, dzieje się coś złego- mamy kozła ofiarnego. Co ciekawe, gdy najstarsze dziecko odchodzi z domu, zwykle kolejne przyjmuje jego role, porzucając dotychczasową. To pokazuje, jak silnie rola jest związana z systemem rodzinnym, a nie z cechami dziecka.
Aby przetrwać w dzieciństwie osoby DDA stosowały różnego rodzaju mechanizmy – ucieczki, unikania, wyparcia, zaprzeczania. W dorosłości bardzo często stosują je dalej, mimo że już nie muszą, np. uciekają od trudności, relacji. To utrudnia budowanie związków. Jak takie osoby mogą oduczyć uciekania od uczuć, emocji?
Jeśli przez większość życia ludzie funkcjonowali zgodnie z mottem: „uczuć się nie okazuje” trudno to zmienić z dnia na dzień. Mamy tu bowiem do czynienia z „zamrożeniem uczuć” czy odcięciem emocjonalnym. Jest to przekonanie, że uczucia to coś złego, coś, co trzeba zablokować. Nie można czuć, przeżywać, a to prowadzi do destrukcyjnych schematów radzenia sobie z uczuciami. To, co pomaga, to droga do rozumienia siebie, tego, co się ze mną dzieje, dlaczego tak reaguje, co wtedy czuje.
Chodzi o tzw. „odmrożenie uczuć”, zdobywanie pozytywnych doświadczeń. Dobrym sposobem na naukę tego jest właśnie psychoterapia, gdzie poprzez relację z terapeutą osoba uczy się wyrażania uczuć, nabywa pozytywne doświadczenia, oswaja się ze swoją emocjonalnością.
Co muszą zrobić osoby z syndromem DDA, by w dorosłości sobie radzić w życiu zawodowym, osobistym?
Przede wszystkim świadomość swoich trudności i powtarzalności dysfunkcjonalnych zachowań, które osoby obserwują u siebie, są sygnałem, by bacznie zacząć się obserwować pod kątem wpływu dzieciństwa na dorosłe życie. Gdy zachowania danej osoby przynoszą im różnego rodzaju straty lub powodują dyskomfort, warto się temu przyjrzeć. Drogi do zmiany bywają różne. Jedni zagłębiają się w literaturze, której aktualny wybór jest duży. Czasem sama edukacja, przeczytanie, że ktoś ma podobnie, jak ja przynosi spokój, lepsze zrozumienie samego siebie, uważność.
Drudzy decydują się na psychoterapię, gdzie wraz z terapeutą, osoba poznaje siebie, zyskuje lepsze rozumienie siebie i swoich zachowań oraz odpowiada na pytania, na które dotychczas odpowiedzi nie znała. Nie jesteśmy w stanie zmienić naszej przeszłości, ale mamy wpływ na to, co zrobimy teraz z tym, co wiemy.
Czy związek z osobą DDA ma szansę przetrwać?
DDA mają obawy przed wchodzeniem w związki. Obawiają się powtórki z domu rodzinnego. Często posiadają przekonanie, że w związkach/małżeństwach można się tylko krzywdzić. W ich doświadczeniach bliskość jest zagrażająca. Kojarzy się z krzywdą lub zaniedbaniem. Trudno im rozmawiać z partnerem, mówić o uczuciach, potrzebach. Na bazie tego wyrastają pretensje, żale, a to jest już krok do przenoszenia zachowań z dzieciństwa.
Mamy tu do czynienia z tym że to, co było adaptacyjne, w trudnym dzieciństwie, nie służy budowaniu dorosłych relacji. Dlatego spora część z nich to osoby samotne. Doświadczenia mojej pracy z osobami DDA wskazują, że podczas pracy terapeutycznej nad sobą w sposób istotny potrafią oni zmienić swoje życie. Jednak odklejenie się od przyjętej w dzieciństwie roli może zająć trochę czasu. Będąc w związku z osobą DDA, ważne jest, by zachować cierpliwość i pokazywać, że nowa rodzina jest miejscem do realizacji.
Warto podkreślić, że osoby DDA pomimo wielu doznanych krzywd mają w sobie ogromny potencjał do zmiany. Jeśli więc uda się im przebrnąć przez swoje trudności, jest duża szansa na udany związek. A czasem relacja, która uczy bliskości i zaufania – na nowo, dostarcza pozytywnych doświadczeń, może być równie lecząca, jak oddziaływania psychologiczne.
Dlaczego osoby DDA bardzo często wchodzą w związek z osobą uzależnioną?
Często zdarza się, że osoby DDA wiążą się z osobami uzależnionymi od alkoholu. Wchodzą tym samym w schemat, z którym mieli do czynienia. Jest on dobrze znany, zatem z pozoru wydaje się bezpieczny.
Co pchnie ludzi do uzależnienia?
Odpowiedź jest złożona, gdyż składa się na to wiele czynników. Mówimy tutaj o profilu osobowości, trudnych wydarzeniach z dzieciństwa, zaniżonym obrazie własnej osoby, problemach wynikających z warunków życiowych. Mam tu na myśli, np. trudne sytuacje życiowe, które mogą osłabiać system odporności psychologicznej człowieka. Do takich czynników można zaliczyć problemy finansowe, problemy rodzinne, różne presje, trudności w konstruktywnym radzeniu sobie ze stresem.
O uzależnieniu mówi się, jako o chorobie braku – deficytów w sferze emocjonalnej, braku bezpieczeństwa z ważnymi ludźmi, niedostatku dobrych relacji, tworzenia więzi. Wszystko to wzajemnie na siebie wpływa. Jak widać przyczyn może być dużo. Zawsze jednak można zaprzestać powielaniu niesłużącym schematom zachowania, odczuwania i myślenie biorąc odpowiedzialność za swoje życie i poszukując pomocy.
W książce „Życie bez nałogu. Uwolnij się od uzależnień, wykorzystując techniki ACT”, autor Kelly Wilson pokazuje, jak wyjść z uzależnienia. Bazuje też na swoim doświadczeniu. Na czym polega opisana w książce terapia ACT?
ACT – czyli terapia akceptacji i zaangażowania należy do tzw. trzeciej fali terapii behawioralnych. Głównym celem terapii ACT jest zwiększenie u pacjenta tzw. elastyczności psychologicznej, czyli zdolności do pełnego kontaktu z obecną chwilą oraz myślami, oraz uczuciami, które się z nią wiążą bez bronienia się przed tym. ACT dąży do tego, by pojawiła się akceptacja tego, co nas spotyka, co jest poza naszą kontrolą. Uczy umiejętności w radzeniu sobie z bolesnymi myślami i emocjami, tak by miały one mniejszy wpływ na nasze samopoczucie. Kładzie nacisk na to, by, zamiast koncentrować się na problemie, przekierowywać uwagę na swoje wartości. I działać, z zaangażowaniem. Czyli pomaga w zauważeniu, co jest tak naprawdę ważne i znaczące dla nas.

“Znam otchłanie uzależnienia i wiem coś o wracaniu do zdrowia. Znam to z własnego doświadczenia, ale także jako naukowiec, badacz i terapeuta” Kelly G. Wilson autor książki “Życie bez nałogu. Uwolnij się od uzależnienia, wykorzystując techniki ACT”.
W nałóg wpadają też osoby, które z pozoru sobie dobrze radzą np: studentka lubi ostro imprezować, ale świetnie się uczy i ma świetną pracę asystentki w korporacji. Mowa o osobach uzależnionych wysoko funkcjonujących. Co musi się stać, żeby sięgnęły po pomoc? Zmieniły życie jak autor książki „Życie bez nałogu”?
Droga do uświadomienia problemu alkoholowego przez osoby wysokofunkcjonujące jest bardzo długa i kręta. Dzieje się tak, ponieważ alkoholik wysokofunkcjonujący jest mistrzem w zaprzeczaniu – przecież daleko mu do obrazu stereotypowego alkoholika spod sklepu, gdyż dobrze radzi sobie w pracy, świetnie zarabia, pije tylko drogie alkohole, mistrzem w stwarzaniu pozorów – również tych dotyczących kontroli nad swoim piciem, bo przecież umie zrobić sobie przerwę w piciu od czasu do czasu, mistrzem w unikaniu konsekwencji picia – w czym pomagają mu różne znajomości, układy, które posiada dzięki wysokiemu statusowi społecznemu. To, co skłania osoby do sięgnięcia po pomoc to na ogół wystąpienie poważnego wydarzenia. Może to być, np. kompromitacja w pracy, utrata tzw. twarzy, straty związane z brakiem możliwości rozwoju, odebranie prawa jazdy czy inny zatarg z prawem, kryzys rodzinny, kryzys w życiu towarzyskim, wypadek samochodowy.
Bez takiego tzw. przełomowego momentu w życiu trudno o otrzeźwienie. Zanim jednak to nastąpi, może minąć kilkanaście lat oszukiwania siebie i innych, że przecież jest ok, nie ma problemu z piciem, a alkohol jest tylko formą odstresowania się. Z moich doświadczeń wynika na szczęście też tak, że motywacją do sięgnięcia po pomoc wśród tych osób jest przykład kogoś, kto odbył terapię, przeszedł tę chorobę i zmienił swoje życie. Ci pacjenci (trzeźwiejący alkoholicy), którzy po terapii są szczęśliwi, układa im się rodzinnie, zawodowo bywają świetnym oddziaływaniem, by wysokofunkcjonujące osoby sięgnęły po pomoc, gdyż mają żywy przykład, że jest to możliwe.
Dzisiaj szczęście stało się celem życia większości z nas. Czy pragnienie szczęścia może doprowadzić do uzależnienia?
Żyjemy w czasach kiedy życie w biegu stało się codziennością. Nie mamy czasu zatrzymać się choćby po to, aby zastanowić się, co tak naprawdę daje nam poczucie szczęścia i spełnienia. Życie „z automatu” powoduje, że szybciej przyswajamy sobie wzorce, które uderzają w nas z każdej strony, szczególnie poprzez social media: cudowne wakacje, wspaniała rodzina, piękne mieszkania, wizyty w spa czy częste spotkania z przyjaciółmi. Są to wzorce bardzo często zupełnie niezgodne z rzeczywistością, przekłamane, dające poczucie ciągłego braku i niedoskonałości.
Niekiedy są dla nas dobre, ale często wręcz stają się niebezpieczne. Pielęgnując w sobie takie poczucie, nabywamy potrzebę uzyskania podobnego życia, najlepiej szybko – na już. Dążymy do lepszej pracy, lepszego samochodu, lepszego życia. Bardzo często napotykając na przeszkody, które wymagają czasu, aby sobie z nimi poradzić. My go nie mamy. A przynajmniej takie towarzyszy nam przekonanie. Chcąc poradzić sobie z pojawiającymi się trudnymi emocjami, sięgamy zazwyczaj po rozwiązania dostępne na wyciągnięcie ręki, dające szybki efekt.
Tutaj pojawia się zagrożenie, że dla niektórych takim rozwiązaniem mogą okazać się używki, które na początku wydają się, być np. niegroźną lampką wina po pracy lub jednym piwem ze znajomymi, a koniec końców stają się jedynym rozwiązaniem. Paradoksem jest to, że taka droga z początku dająca poczucie ulgi oraz uwolnienia od wszelkich zmartwień, prowadzi do coraz większego zapętlenia i zniewolenia.
Zobacz Więcej

Christel Petitcollin: „Czytam twoją książkę. Jestem manipulatorem. Bardzo dobrze mnie opisujesz”
Wiktoria Dróżka: Skąd pomysł na napisanie książki „Jak nie dać sobą manipulować”?
Christel Petitcollin: Przed tą książką napisałam cztery inne o manipulacji: jedną o psychologicznych grach, w które grają manipulatorzy (ofiara, prześladowca, zbawca), jedną o tym, jak praktykują nękanie, za pomocą której wyrządzają szkody, jedną o pułapce rozwodowej z manipulatorem i jedną o dzieciach manipulujących rodziców: jak je chronić. Brakowało jednej książki: o tym, jak manipulujący ludzie wypaczają nas, wplatając jak w pajęczynę, z naszej własnej inteligencji i używają własnych wartości przeciwko nam. Właśnie dlatego napisałem tę brakującą książkę.
Wiktoria Dróżka: Manipulacja jest bardzo szerokim, skomplikowanym pojęciem. Jak zrozumieć, kim jest manipulator w życiu codziennym?
Christel Petitcollin: Z początku manipulator wydaje się osobą o trudnym charakterze. Myślisz, że wiele wycierpiał w dzieciństwie, dlatego jest taki cuklotymiczny (red. cuklotymia – zaburzenie afektywne polegające na utrzymujących się stale wahaniach nastroju i aktywności w postaci łagodnych epizodów subdepresji i hipomanii, które występują zamiennie zwykle bez związku z wydarzeniami życiowymi). Ale to niesamowity standardowy profil: manipulator ma dwie twarze: przyjacielską i pełną nienawiści. Używa czterech strun: uwodzenia, litości, poczucia winy i strachu. Postępuje w trzech etapach: uwodzenie, nękanie, zniszczenie.
Ofiara doświadcza trzech emocji: zmieszania psychicznego, poczucia winy i strachu. Na całym świecie moi czytelnicy są zszokowani, gdy czytają, jak ich historia jest podobna do wszystkich przykładów, które podałam w moich książkach. Niektórzy do mnie napisali: czy jesteś byłą żoną mojego męża?
Na całym świecie moi czytelnicy są zszokowani, gdy czytają, jak ich historia jest podobna do wszystkich przykładów, które podałam w moich książkach. Niektórzy do mnie napisali: czy jesteś byłą żoną mojego męża?
Wiktoria Dróżka: Kto jest najbardziej podatny na manipulacje i psychiczną zależność od innych?
Christel Petitcollin: Od lat pracuję z myślicielami. Odkryłem, że ich bardzo wrażliwy mózg, pełen wątpliwości i pytań jest bardziej wrażliwy niż innych osób. Im bardziej jesteś inteligentny, tym bardziej jesteś sugestywny. Paradoks polega na tym: jeśli jesteś inteligentny, starasz się zrozumieć, zwracasz uwagę na drugiego, słuchasz jego wypowiedzi, bierzesz pod uwagę jego argumenty, proponujesz rozwiązania. Robisz wszystko, czego nigdy nie powinieneś robić z manipulatorem!
Wiktoria Dróżka: Jak rozpoznać manipulatora na tym wczesnym etapie, kiedy jeszcze nie znamy innej strony? Czy są jakieś pierwsze objawy, na które moglibyśmy zwrócić uwagę?
Christel Petitcollin: W kontakcie z manipulatorem szybko czujesz się uwięziony. Nie waż się już mówić ani robić pewnych rzeczy, boisz się go zdenerwować, a przede wszystkim odczuwasz zmieszanie psychiczne. Uważaj: jego działania nie odpowiadają temu, co mówi. Dużo kłamie. Koncentruj się na tym, co robi, a nie na tym, co mówi.
Wiktoria Dróżka: Dlaczego ktoś staje się toksyczną osobą, która nie może funkcjonować inaczej niż przez manipulację?
Christel Petitcollin: Coraz bardziej wydaje się, że manipulacja jest dziedziczna, a zatem strukturalna. Często manipulator ma rodzica, który jest również manipulatorem. Nigdy nie cierpiał tak bardzo, jak chce, żebyś uwierzył. On nie jest nieszczęśliwy; jest podły i kryminalny. Nie mylcie się.
W przypadku nękania istnieją tylko dwa obozy: obóz prześladowcy lub ofiary. Nie można być letnim ani neutralnym.
Wiktoria Dróżka: Czasami dopiero po latach widzimy, że ktoś z nas jest manipulatorem. Najgorszym scenariuszem jest okazanie, że ta osoba jest naszym mężem, żoną, matką lub przyjacielem. Co robić w takiej sytuacji? Czy jedynym wyjściem jest pozostawienie, oddzielenie się, odcięcie od nich? To bardzo radykalne sposoby działania…
Christel Petitcollin: Tak, najgorsza sytuacja ma miejsce, gdy jesteś w emocjonalnym związku z manipulatorem. Zwłaszcza, gdy masz z nim dzieci. To daje mu moc, by cię nękać, dopóki dzieci nie dorosną, a nawet więcej, jeśli uda im się je zrazić. Większość moich klientów powiedziała mi: musiałam iść. Musiałam uciekać! Zostawiłabym tam swoją skórę (umarłabym). Tak, musisz być radykalna i uciekać, jeśli możesz. W przypadku nękania istnieją tylko dwa obozy: obóz prześladowcy albo ofiary. Nie można być letnim ani neutralnym.
Wiktoria Dróżka: W momencie, gdy zdobędziesz wiedzę na temat manipulacji, nawet po przeczytaniu książki, możesz wpaść w pułapkę myślenia, widząc większość ludzi jako manipulatorów. Często zdarza się, że w takich momentach nieufni ludzie stają się jeszcze bardziej nieufni, inni nagle wycofują się z interakcji społecznych. Stają się również podejrzliwi. Gdzie jest granica? Jak nie wpaść w paranoję?
Christel Petitcollin: Po przeczytaniu mojej książki i zrozumieniu, kim są manipulatorzy i jak działają, widać ich wszędzie, wyraźniej. Ale to nie jest paranoja. Ofiary były zbyt dobre, zbyt naiwne, zbyt wyrozumiałe przez zbyt długi czas, więc przyciągały wielu drapieżników! Nie ma sensu być rozgoryczonym ani popadać w paranoję. Ofiary muszą nauczyć się ustalania granic wobec innych. Nie ma znaczenia, czy dana osoba jest zmanipulowana, czy nie. To ode mnie zależy, aby nauczyć się mówić „nie”, „przestań” i sprawić, że będę szanowany w związku. O dziwo, kiedy wiesz, jak powiedzieć „nie” mocno i cicho zarazem, przestają interesować cię też manipulatorzy.
Wiktoria Dróżka: Czy manipulacja jest związana z syndromem DDA (Dorosłego Dziecka Alkoholika)?
Christel Petitcollin: Nie, manipulator nie jest nadpobudliwy, nawet jeśli chce, żebyś w to wierzył. Dużo kłamie i chwali się, ale w rzeczywistości jest bardzo leniwy. Jego celem jest, aby inni zajmowali się nim. Jest pasożytem. Zatruwa powietrze i niczym dziecko, chce zmonopolizować twoją uwagę. Ale jeśli mógłbyś zobaczyć jego, gdy nie ma nikogo w pobliżu, on sam nie jest w stanie nic zrobić przez długi czas.
Wiktoria Dróżka: Czy jest szansa, nadzieja na „odzyskanie” manipulatorów lub wampirów energetycznych? Czy możemy naprawdę wierzyć, że pewnego dnia się zmienią?
Christel Petitcollin: Na moich wystąpieniach, publiczność jest zszokowana, gdy mówię, że manipulator nie może się zmieniać i nie chce się zmieniać.
Nie może się zmienić:
– ponieważ nie uważa manipulacji za problem (problem dotyczy innych, nie jego!);
– ponieważ jego system myślowy jest zablokowany przed samokrytyką: nic nigdy nie jest jego winą;
– ponieważ manipuluje psychologami.
Nawiasem mówiąc, dlaczego tak bardzo chcemy zmienić manipulatorów? Mają prawo być tym, kim są. Naszym celem jest określenie siebie w naszych relacjach, w naszych ograniczeniach, w tym, co jesteśmy gotowi zaakceptować albo nie.
Wiktoria Dróżka: Czy ktoś może być manipulatorem, nawet o tym nie wiedząc?
Christel Petitcollin: Manipulatorzy bardzo dobrze wiedzą, kim są. A kiedy to mówię – szokuję publiczność. To jest rozbrajające, ponieważ im dłużej myślisz że on robi to celowo, tym bardziej znajdujesz dla niego i siebie swoiste alibi, ale kiedy wreszcie zrozumiesz co on czyni, wówczas powinieneś postawić siebie w bezpiecznej pozycji, wówczas zwykle nikt nie będzie miał ochotę na walkę z tobą.
Jednak zawsze musimy pamiętać: „Jeśli unikniesz konfliktów w celu utrzymania pokoju, rozpoczynasz wojnę w sobie”. Manipulatory nie wahają się zdjąć ze mnie maski: wiedzą, że ich znam i nie oceniam. Czy możesz sobie wyobrazić, że kilka miesięcy temu otrzymałem taki e-mail: „Czytam twoją książkę. Jestem manipulatorem. Bardzo dobrze mnie opisujesz. Po prostu zapomniałeś o punkcie: pasożytnictwo”. Ponadto musisz to wiedzieć: manipulator nie jest nieszczęśliwy. Życie jest zabawą! On nie chce się zmieniać, nie jest to dla nich interesujące: manipulowanie jest tak zabawne, a ludzie są przecież tacy głupi!
Wiktoria Dróżka: Czego potrzebujemy, aby uchronić się przed manipulacją?
Christel Petitcollin: Manipulująca osoba, która do mnie napisała, ma rację: to faktycznie pasożytniczy problem. Możemy nawet powiedzieć drapieżnictwo. Po co się przed tym chronić? Aby uniknąć obezwładnienia swojej energii, pieniędzy, zdrowia, a szczególnie zdrowia psychicznego. Tak długo, jak nie rozumiesz, co się dzieje, ta drapieżność prowadzi cię do bram szaleństwa, śmierci lub samobójstwa. Potem, kiedy czytasz moją książkę, możesz się z tego śmiać, ale nie wcześniej.
Wiktoria Dróżka: W książce piszesz o ogromnej roli intuicji, jeśli chodzi o poznawanie ludzi. Jak wytłumaczysz? Jak to działa?
Christel Petitcollin: Kiedy spotykasz manipulatora, czujesz, że coś jest nie tak. To, co mówi, nie jest tym, co robi. Jest współczujący, ale jego spojrzenie jest zimne, natarczywe. Stoi za blisko, za dużo mówi. Sprawia, że się upijesz i wprawia w zakłopotanie (w rzeczywistości hipnotyzuje cię, jak pisklę i wąż boa). Czujemy w sobie pragnienie ucieczki, jak instynkt zdobyczy w zetknięciu z drapieżnikiem. Wszystkie ofiary powiedziały mi: na początku związku w ich głowach był cichy głos, który mówił do nich: „Nie czuję tego faceta, ratuj siebie!”. I nie słuchały tego.
Wiktoria Dróżka: Jaka jest najważniejsza myśl, którą Christel Petitcolin chce przeczytać czytelnika „Jak nie manipulować”?
Christel Petitcollin: Anne-Marie Dupras, (autorka “My sentimental shit life” oraz “The broken heart companion”) mówi: “Nawet wtedy gdy jesteś najlepszą wersją siebie, nigdy nie będziesz wystarczająco dobry dla niewłaściwej osoby, podczas gdy w twoich najgorszych momentach, zawsze będziesz wystarczająco wartościowy dla dobrej osoby. Uciekaj od ludzi, którzy sprawiają, że myślisz, że ciężko ciebie pokochać.”
Christel Petitcollin jest mówczynią i trenerką w zakresie komunikacji i rozwoju osobistego. Pasjonują ją stosunki międzyludzkie, a w szczególności praca z osobami nadwydajnymi myślowo. Od siedemnastu lat pomaga ludziom, którzy za dużo myślą zrozumieć samych siebie i zaakceptować niezwykłość swojej psychiki. Jej książki stały się bestsellerami w wielu krajach na całym świecie, w tym – w Polsce.
Książkę “Jak nie dać sobą manipulować” Petitcollin Christel jest dostępna na stronie Wydawnictwa Ferria. Książka do kupienia jest również w Empiku. Polecam!
Posłuchaj moich podcastów na Spotify, na kanale Psychologicalhead.
Zobacz Więcej
Wychodzenie ze współuzależnienia. 7 wskazówek, jak to zrobić
Współuzależnienie: jak je rozumieć?
Osoby współuzależnione często wyznają, że nie wiedzą, kim naprawdę są. Mają problem z doświadczaniem ciała, myślenia, uczuć, zachowań. Nie dbają o swoje potrzeby i pragnienia we właściwy sposób i często jest to połączone z poczuciem swojej obniżonej wartości (wstydu). Dorosła osoba współuzależniona czuje się okropnym egoistą, jeśli czegoś potrzebuje lub pragnie, chociaż mogą to być potrzeby i pragnienia całkowicie usprawiedliwione.
Jak wygląda leczenie osób współuzależnionych?
Oto kilka praktycznych wskazówek, które pomogą ci przeanalizować i uporządkować swoją przeszłość.
- Przeanalizuj swoje życie rok po roku, od narodzin do ukończenie siedemnastu lat.
- Zidentyfikuj w swojej przeszłości akty nadużycia i osób, które ich dokonały. Zwykle będą to główni twoi opiekunowie.
- Nie należy skupiać się na tym, czy osoba, która dokonała poniżenia lub wykorzystania zamierzała zrobić ci krzywdę, czy nie. W procesie rozpoznawania swojej przeszłości intencje nie są ważne. Z doświadczenia wielu terapeutów wynika, że większość opiekunów, nie zamierzało świadomie skrzywdzić swojego dziecka. Próby oceny mogą doprowadzić do zaprzeczania lub minimalizowania tego, co się stało.
- Uznaj odpowiedzialność tych, którzy cię wykorzystali, ale nie obwiniaj ich. Nastawienie oskarżycielskie wciąga cię w proces obwiniania i potępiania. Obwinianie oznacza, iż wierzysz, że twoje problemy wynikają tylko z tego, że ktoś ci coś zrobił i na tym sprawa się kończy. Chłodne uznanie czyjejś odpowiedzialności za to, co cię spotkało, oznacza, że możesz zrobić to co konieczne, aby poczuć się bezpiecznie i aby wyleczyć się ze skutków wykorzystania w przeszłości.
- Unikaj porównań swojej historii z historią innych współuzależnionych. Takie porównywanie może cię łatwo doprowadzić do minimalizowania twoich rzeczywistych źródeł współuzależnienia.
- Zabierając się do opisu swojej historii wyrzuć ze swego słownictwa takie słowa, jak: dobre, złe, słuszne, błędne. Opisując zachowania, które były bolesne, poniżające i nie sprzyjały twojemu dobru w dzieciństwie, zamiast określeń niesłuszne, błędne lub złe, używaj słowa dysfunkcjonalne.
- Skup się na opiekunach, a nie na sobie jako opiekunie.
Przeanalizowanie swojej przeszłości jest koniecznym warunkiem wejścia na drogę wyleczenia się ze współuzależnienia. Są ku temu przynajmniej 3 powody. Po pierwsze kiedy przypominasz sobie incydenty z przeszłości, zaczynasz dostrzegać, jaki wpływ na ciebie miała właśnie tak opieka rodzicielska, którą otrzymałeś. Po drugie, aby odzyskać zdrowie, musisz oczyścić swoje ciało z kompleksów nagromadzonych w tobie. Jedynym sposobem połączenia emocjonalnej rzeczywistości z tym, co się stało w dzieciństwie, jest przypomnienie sobie tego, co się stało. I po trzecie, jedną z najlepiej udokumentowanych cechy ludzi wychowanych w dysfunkcyjnych rodzinach jest to, że jako ludzie dorośli często łączą się w związki z osobami, które wytwarzają taką samą emocjonalną atmosferę, jaka panowała w rodzinie. Jeśli nie sięgniemy pamięcią wstecz i nie zobaczymy, jak to się wszystko zaczęło, nie będziemy w stanie dostrzec dysfunkcjonalnych procesów zachodzących w rodzinie, które sami założyliśmy.
Większość osób ma jednak trudność w przypomnieniu sobie całej historii swojego poniżenia i towarzyszących temu uczuć. Niektórzy stwierdzają, że z pewnych okresów dzieciństwa nie zachowali żądnych wspomnień. Takie dziury w pamięci świadczą o wyparciu, tłumieniu, rozszczepieniu.
Korzystałam z książki: Toksyczne związki. Anatomia i terapia współuzależnienia. Pia Mellody
Zobacz Więcej